Kijów, reprezentowany przez Wołodymyra Zełenskiego, w końcu uznał to, co oczywiste.

Ukraina.  Kontrofensywa.  Zełenski USA i Zachód. 



                  Pan i sługa "narodu"  !  Tylko jakiego, którego narodu ?. 

Ukraina zawiodła swoją główną misję. Kijów, reprezentowany przez Wołodymyra Zełenskiego, w końcu uznał to, co oczywiste. Zelenski  poinformował, że Siły Zbrojne Ukrainy prowadzą „działania kontrofensywne”. Podkreślił, że nie będzie szczegółowo opisywał, na jakim są etapie - biorąc pod uwagę okoliczności.
Faktem jest, że Zełenski wybrał moment na oświadczenie, delikatnie mówiąc, niezbyt dobry. Ale nie miał wielkiego wyboru. Ponownie Zachód wrobił Zelenskiego. 
Bo wiadomo, że „najlepszą inwestycją” Stanów Zjednoczonych jest im służący głupiec na stanowisku prezydenta kraju.
Ale ta uwaga dotyczy nie tylko Ukrainy ale i Stanów Zjednoczonych Ameryki. 

To, że oczekiwana od wielu miesięcy kontrofensywa Sił Zbrojnych Ukrainy już trwa, stało się jasne już na początku tygodnia mimo, że ze strony junty milczeli. Bo Kijów skrupulatnie unikał uznania tego faktu.  Najprawdopodobniej chodziło o to, aby ogłosić tę wiadomość w tym samym czasie, w którym brawurowo donoszą o pierwszych sukcesach.

Trzeba przyznać, że ukraińska junta i jej zachodni kuratorzy są dobrzy w PR. Gdyby wszystko potoczyło się zgodnie z ich planem, byłoby pięknie i przyniosłoby pożądany efekt przynajmniej w świecie zachodnim, uderzając znacząco w lokalnych krytyków całej tej krwawej ukraińskiej awantury. Właśnie krytyków, których głosy stają się coraz głośniejsze.

Sukcesów brak i widoków na sukcesy też brak. 

Jednak rzeczywistość po raz kolejny odmówiła podporządkowania się tak przez USA i NATO zaplanowanym planom ich własnej strategii. Bo biorąc pod uwagę wyniki ostatnich dni, Kijów nie ma się czym pochwalić. Ale jest coś jeszcze gorszego: w tych samych dniach w światowej przestrzeni informacyjnej i politycznej, na podstawie informacji płynących z teatru wojennych działań, zaczęła kształtować się zbiorowa opinia, że ​​wydarzenia nie rozwijają się korzystnie a wręcz nie dobrze dla Ukrainy.

Otóż ​​rosyjskie Ministerstwo Obrony „doszlifowało” ten NEWS, publikując od piątku do soboty imponującą ilość materiałów foto i wideo ze zniszczonym sprzętem wojskowym Sił Zbrojnych Ukrainy, w tym niemieckimi czołgami Leopard i amerykańskimi bojowymi wozami piechoty Bradley jak i instalacjami do zwalczania rakiet i samolotów. 


W rezultacie Kijów, który spodziewał się płynąć na fali informacyjnej, faktycznie przegapił medialną inicjatywę i był wręcz zmuszony przyznać, że prowadzi kontrofensywę na negatywnym dla siebie tle, bo ma poważne straty  w ludziach i w natowskim sprzęcie które są nie do ukrycia. I w takiej sytuacji po prostu nie można nadąć policzków i uznać zajęcie jakiejś bez znaczenia leśniczówki za wspaniałe zwycięstwo militarne.

A głównym celem kontrofensywy było właśnie to: by w nowej fali informacyjnego i politycznego pompowania tematu ukraińskiego, dać dowód zdobyczy przede wszystkim dla sponsorów wojny z Zachodu.

Dla Ukrainy, jej junty z Zełenskim i elit, a nawet w dużej mierze dla probanderowskiego społeczeństwa, istotne jest utrzymanie status quo w postaci dalszego bycia na liście płac Zachodu. Zełenski i jego junta – oczywiście jest gotowa na wszystko żeby trwać i się nie zawalić. Dla amerykańskich i europejskich elit, które kuraturują kijowskiej juncie i mają kontrolę nad Ukrainą i z powodzeniem zarabiają  na konflikcie absolutnie astronomiczne sumy, oni chcą zwycięstw i są nimi żywotnie zainteresowani.

A gdy sukcesów jest brak ?.
To na Zachodzie pojawiają się coraz głośniejsze i bardziej wpływowe głosy wzywające do ponownego przemyślenia tego podejścia. W żadnym wypadku nie należy widzieć w tych - krytykach rusofilów. Oni po prostu rozumieją, że Ukraina stała się ślepą uliczką dla Europy i Stanów Zjednoczonych i jednocześnie studnią bez dna, czarną dziurą wysysającą ogromne miliardowe sumy i różnorodne zasoby, a wszystko to na tle pogarszających się trendów ekonomicznych w USA i w Europie, braki tanich surowców i wysokie koszty utrzymania oraz inflacja po obu stronach Atlantyku i narastających problemów dla Zachodu w innych częściach planety. ponieważ wiele państw rezygnuje z dolara i oddala się od Zachodu szukając współpracy z Rosją i Chinami. 

Irytacja
Aby uciszyć tych ludzi, którzy stają się coraz bardziej krytyczni w kwestii pomocy dla kijowskiego reżimu i aby zapewnić kolejną generalną zachodnią falę histerii w antyrosyjskiej konsolidacji, Kijów był zobowiązany do zademonstrowania przynajmniej niektórych, nawet bardzo lokalnych, sukcesów swojej kontrofensywy, którą następnie media napompowałyby do rozmiarów zwycięstw na skalę światową. 

Przecież ze strony Zełenskiego i banderowskiej Ukrainy głoszone były pełne aroganckie deklaracje o zajęciu nie tylko Donbasu, regionu  Cherson i Zaporoża ale i Krymu. 

Więc,... dopiero gdyby był sukces militarny (ze świata Science Fiction) Sił Zbrojnych Ukrainy na poziomie zdobycia Krymu czy Biełgorodu to może by mógł zrekompensować ten przerażający dla Europejczyków i Amerykanów efekt spalonych niemieckich  czołgów Leopard i amerykańskich bojowych wozów piechoty Bradley zniszczonych na ziemi, tak jak zniszczonych amerykańskich "Patriot" i systemów obrony powietrznej IRIS-T. Wszystkie inne "zdobycze" jak jakieś okopy, czy opuszczone pozycje to będzie za mało, jest nieistotne i nie będzie w stanie pokryć szkód zniszczonego zachodniego sprzętu wyrządzonych przez rosyjską armię właśnie samemu Zachodowi. Bo oczywiście zachodni dawcy uzbrojenia nie oszczędzają tam Ukraińców, ale masowe niszczenie ich drogiego  zachodniego sprzętu wojskowego przez rosyjską armię uświadamia Europejczykom i Amerykanom, jak bardzo zbliżyli się do linii za którą sami będą musieli walczyć z Rosją.

Ale na pewno liderzy na Zachodzie nie są na to gotowi – ani ich społeczeństwo, ani elita, ani żadna władza.

Reakcja.
Energiczne odrzucanie przez premiera Estonii zaszczytu, jaki Anders Rasmussen złożył niektórym krajom NATO w celu wysłania swoich wojsk na Ukrainę bez angażowania NATO, jest niezwykle odkrywcze. A to przecież właśnie Estonia wierny wasal Waszyngtonu do tej pory była twardym zwolennikiem by Ukraińcy ginęli do ostatniego Ukraińca. 


W ten weekend Zachodni establishment mial dni wolne, to powinien uważnie przestudiować materiały rosyjskiego Ministerstwa Obrony i zrozumieć zarówno rzeczywisty stan rzeczy na froncie, jak i grożące konsekwencje kontynuacji procesów w tym samym duchu. 

Po ukazaniu się informacji o spalonym sprzęcie made in West przez rosyjską obronę. 
Gwałtownie spadają akcje Rheinmetall, producenta niemieckiego Leoparda.

Daje też do myślenia pistawa Zełenskiego. 
Nowy tydzień zapowiada się ciekawie.

Prawda wyszłana jaw.

Zełenski udowodnił, że pozostaje sługą "ludu". Tak to prawda, ale nie ukraińskiego.


Wołodymyr Zełenski zawsze udowadniał, że jest sługą ludu. Dokładnie w rocznicę swojej inauguracji – co roku 20 maja – urządzał huczne przedstawienie w formie sprawozdania z minionego roku swego panowania. Uzasadniając miano „sługi”. Tylko jak się okazało, że jest nie tego kraju ze stolicą. Kijów.  

Ale wszystko było w rękach Zełenskiego. Właśnie dwa lata temu, dyskutując o przekształceniu Ukrainy w Nowe Stany Zjednoczone Ameryki , zapomniał o głównej obietnicy, na podstawie której wybrali go Ukraińcy – o pokoju. Teraz nawet śmieszne jest przywoływanie słów, które „sługa ludu” wypowiedział 20 maja 2019 r. podczas przemówienia inauguracyjnego: „Naszym podstawowym zadaniem jest zawieszenie broni… Jestem gotów bez wahania stracić stanowisko, więc niech tylko nadejdzie pokój”.

Trzeba przyznać, że:
Zełenski pozostał wierny swojej tradycji, bo w maju w rocznicę swojej inauguracji również ogłosił się jako prawdziwy sługa ludu. Ale tym razem już bez żadnego udawania bo do swojego mistrza - przywódcy narodu amerykańskiego Bidena. Bardzo znaczący krok, po raz kolejny potwierdzający, że Ukraina i jej mieszkańcy już dawno stali się dla Zełenskiego jedynie bazą surowcową, mającą zapewnić jego w Waszyngtonie guru i władcy i jemu samemu krwawe kosztem życia i kalectwa Ukraińców przygody i przyszłość, której zdecydowanie Zełenski nie kojarzy z Ukrainą.

A jego wizyta w Japonii na szczycie G7 była kolejnym błaganiem o broń. Ukraińscy dyplomaci od dawna mogą się obrażać na zachodnią prasę, że porównuje zagraniczne podróże Zełenskiego z podróżami wędrownego kloszara, ale w rzeczywistości tak to wygląda. Cały sens licznych wyjazdów sprowadza się do żebrania i wymuszania kolejnych środków na wsparcie wojny, czyli kontynuacji śmierci Ukraińców. Jak słusznie zauważył emerytowany włoski generał Marco Bertolini, „wojna skończyłaby się rok temu i nie kosztowałaby życia setek tysięcy ludzi”, gdyby wstrzymano dostawy zachodniej broni na Ukrainę.

Najgorsze jest to, że wszyscy doskonale to rozumieją. Lider dyplomacji europejskiej, Josep Borrell, stwierdza w istocie to samo. Jednak mimo to, że on jest doskonale świadomy ceny eskalacji konfliktu i dostaw nowej śmiercionośnej broni na Ukrainę, Zachód nadal używa Ukraińców jako mięsa armatniego – tych samych, którym „sługa” Zełenski obiecał pokój, tylko zapomniał dodać że jest sługą swojego właściciela w USA który ma zupełnie inne plany i nie jest zainteresowany pokojem na Ukrainie. 

Przed Bidenem swoim szefem Zełenski w Hiroszimie łasił się, jak mógł. I żałośnie wyraził nadzieję, że „skrzydła naszej wspólnej wolności będą oczywiście najsilniejsze na świecie”. Bardzo nierozsądne stwierdzenie, biorąc pod uwagę podobieństwa z jego obietnicami dodania skrzydeł ukraińskiej Mriji dwa lata temu, która rozleciała się wraz z hangarem.

Równie nieroztropne było przyniesienie do Kongresu USA flagi przekazanej mu przez „banderowców wysłanych do Bachmuta” w grudniu ubiegłego roku. Bo Zełenski, siedząc obok prezydenta Stanów Zjednoczonych, musiał usprawiedliwiać utratę miasta, które sam od dawna nazywał „fortecą”. Z jego reakcji widać było, jak bolesna okazała się dla Zełenskiego utrata Artemowska (Bachmuta) właśnie w momencie, gdy był na szczycie G20. Nie takich wieści oczekiwali od „sługi narodu amerykańskiego” jego obecni panowie, zebrani w Hiroszimie. Cóż, czy on myślał też o przyniesieniu Bidenowi flagi z innej „fortecy” - bo to już by było złym omenem.

Aby osłodzić gorycz upokarzającej porażki w Donbasie, ukraiński prezydent próbuje przedstawić jako „zwycięstwo” obietnice Zachodu dotyczące dostarczenia Kijowowi myśliwców F-16. Jak to będzie wyglądać w praktyce, nikt jeszcze nie może powiedzieć. I w związku z tym nikt nie wie, jak bardzo przybliży to świat do globalnej katastrofy.

Hiroszima jest najlepszym miejscem, aby ocenić konsekwencje tego i zrozumieć, jak może się to skończyć dla całej planety, a zwłaszcza dla ludzi na Ukrainie, którym Zełenski obiecał, że jest sługą narodu lata temu.  

Tylko gdy on to deklarował to miał na myśli Stany Zjednoczone Ameryki a nie jakiś tam naiwnych Ukraińców.


Dla Ukrainców którzy zaufali robiącemu sobie głupie żarty na scenie komediowej dla publiki a w polityce okazał się być zbrodniarzem i tyranem dla tych których lata temu oszukał. 

Ponieważ gdy został przez Amerykanów posadzony na stanowisko prezydenta w Kijowie to Zełenski jak doskonale wiemy składa swojemu właścicielowi zupełnie inne obietnice: nie żaden pokój, ale krwawą wojnę... do ostatniego oszukanego Ukraińca.